Pocałunek cesarza - Sylwia Bachleda

Tytuł: Pocałunek cesarza
Autor: Sylwia Bachleda
Wydawnictwo: Novae Res

W to piękne bądź nie (w zależności od tego jaka u Was jest pogoda) sobotnie popołudnie przychodzę do Was z recenzją książki, którą miałam możliwość przeczytać dzięki uprzejmości jej Autorki. "Pocałunek cesarza" to powieść, która, moim zdaniem, różni się od tych, które figurowały dotychczas na polskim rynku. Dlaczego? Czytajcie dalej!


Akcja dzieje się w XIX-wiecznej Francji. Charlotte wraz ze swoim narzeczonym Victorem nie widzą poza sobą świata. Są młodzi, piękni, zakochani i wydaje się, że ten stan będzie trwał wiecznie. Pewnego jednak dnia Victor otrzymuje wezwanie z Paryża i musi udać się do Wersalu, stojąc u boku cesarza Francji - Aleksandra. Charlotte jest pewna, że mimo to ich uczucie będzie kwitło nadal, ale czy na pewno? Victor postanawia bowiem, że chce jechać sam i lepie będzie jak opuści Charlotte na zawsze. Jej serce, choć złamane, nie szuka długo pocieszenia. Na drodze Charlotte pojawia się Franciszek - miły i sympatyczny chłopak, który bardzo podoba się jej rodzicom, a szczególnie mamie. Wydaje się, że wszystko się już ułoży, gdy Charlotte otrzymuje list od Victora i zaproszenie na bal... od samego cesarza. Czy jej droga na Wersal odmieni jej życie na zawsze? Co zrobi jej serce? 

Długo zastanawiałam się od czego zacząć tę recenzję. I stwierdziłam, że najpierw napiszę to, że książkę świetnie się czytało. W czasie gdy sięgałam po tę powieść, potrzebowałam czegoś lekkiego i przyjemnego, tak abym mogła przerzucać kartka za kartką i nie myśleć za bardzo o otaczającym mnie świecie. "Pocałunek cesarza" sprawdził się idealnie :) A co z fabułą? Myślę, że mogę podzielić to na kilka części:

1. Początkowe kilkadziesiąt stron bardzo mi się podobało - byłam zafascynowana tym co wymyśli Autorka i z niecierpliwością czekałam na więcej. Charlotte, mimo że okropnie mnie denerwowała (o czym później), zdawała mi się być ciekawą postacią. Byłam zainteresowana tym jak potoczą się losy jej i Victora oraz co w tym wszystkim ma do powiedzenia Franciszek.

2. Kolejne ileś tam stron, a dokładnie do 262 strony - cierpiałam. Książkę nadal czytało się dobrze, ale kompletnie nie rozumiałam jej fabuły. Liczyłam na ciekawe zwroty akcji, opisy dziewiętnastowiecznej Francji, a dostałam jakieś tanie love story, gdzie, przepraszam, ale moim zdaniem, w życiu by się to nie wydarzyło. 

3. od 263 strony - nastąpił zwrot akcji i zaczęło się coś dziać. Pomysł na to, co wykreowała wówczas Autorka bardzo mi się spodobał i przyznam szczerze, uspokoiło mnie to. Znów byłam ciekawa co będzie dalej i jak to się wszystko skończy i... Autorka zostawiła nas z takim zakończeniem, że aby dowiedzieć się tego co się jeszcze wydarzy, trzeba będzie sięgnąć po kolejną część.

Czy po nią sięgnę? Myślę, że tak. Nie napisałam tego wyżej, ale "Pocałunek cesarza" jest debiutem Sylwii Bachledy. Z tego względu, podchodzę do książki z większym zrozumieniem i wiem, że mogą pojawiać się pewne błędy i niedociągnięcia.

- Jak sobie pomyślę, że mogłem cię stracić... - 
Pokręcił głową, chciał wyrzucić tę myśl. Położył dłoń na mojej piersi. 
- Nie potrafię przyjąć do wiadomości, że w tym sercu oprócz mnie jest ktoś jeszcze. 
Gdybym tylko mógł cofnąć czas, poukładałbym wszystko inaczej.
 Nie dopuściłbym do tego, by miał cię ktoś inny. 
Kiedy o tym pomyślałam, wpierw przyznałam mu rację. 
Byłoby nam wszystkim łatwiej, gdybym nie poznała Franciszka.
 Nie byłoby tyle cierpienia, a z drugiej strony nie przeżyłabym tylu pięknych chwil,
 które spędziliśmy razem i których nie chce wymazać z pamięci.

Co bym zmieniła? Urozmaiciłabym fabułę. Sam pomysł naprawdę jest fajny i ciekawy, ale ileż można czytać słodkich, romantycznych dialogów między czworokątem miłosnym bohaterów? Brakowało mi akcji, ciekawych opisów (tak właściwie po co akcja działa się w XIX-wiecznej Francji skoro nic oprócz tego, że był cesarz, na to nie wskazywało?). Liczyłam na opisy Paryża, Wersalu, tak abym mogła poczuć się jak to było w tamtych czasach. Dodatkowo, ten czworokąt miłosny był... hm, nie chce powiedzieć, że żałosny, żeby nie urazić Autorki, ale jak dla mnie to było coś na poziomie podstawówki, a nie dorosłych ludzi. Mężczyźni, którzy mają gdzieś, że Charlotte ich wymienia jak rękawiczki i są gotowi zrobić dla niej wszystko na każde zawołanie? Jakoś to do mnie nie przemawia. No i Charlotte. Nie lubiłam jej. Bardzo. To, że miała być naiwna, głupiutka i z sercem, które może pomieścić milion osób - ok, ale było to zdecydowanie przerysowane. Nie mogłam się wczuć w tę dziewczynę (mimo że bardzo chciałam), bo nie jestem w stanie sobie wyobrazić tego, by ktoś mógł się tak zachowywać w rzeczywistości. Być może się mylę, ale mnie to po prostu nie przekonywało.

To co napisałam wyżej, to takie moje małe żale i wskazówki. W żaden sposób nie chciałabym przez to zniechęcić Autorki do pisania dalszych części, bo jak pisałam wyżej rozumiem, że jest to debiut i pewne niedociągnięcia są. Uważam też, że każdy powinien sobie wyrobić własną opinię na ten temat, gdyż widziałam i negatywne, i bardzo pozytywne recenzje na temat "Pocałunku cesarza". Gdybym miała wskazać na największe atuty, które mogą zachęcić do przeczytania tej powieści to zdecydowanie jest pomysł, styl pisania Autorki i... potencjał. Potencjał, który widzę i który, mam nadzieję, będzie się rozwijał. :) 

PS Dobra, jeszcze Aleksander był super. Gościu miał charyzmę! :)

Na zachętę i biorąc pod uwagę, że to debiut: 

Ocena: 7/10

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Autorce - Sylwii Bachledzie :). POWODZENIA!

Komentarze

Popularne posty